Jeszcze o Debre Zejt
12 sierpnia, 2008
Odwiedzilam ostatnio organizacje w Debre Zejt, ktora zajmuje sie wspieraniem lokalnej spolecznosci ogolnie rzecz biorac. Dozywiaja 350 dzieci z programu WFP, buduja studnie, bo choc w Debre Zejt 5 jezior to jest problem z woda pitna i co mnie najbardziej interesuje, szkola ludzi z urban agriculture. W zwiazku z tym, ze ceny zywnosci ida caly czas w gore ( 100 kg tiefu lokalnego kosztuje 2 razy wiecej niz importowana pszenica z USA! – cholerne subsydia imperialistycznej Polnocy) wazne jest, zeby ludzi mogli choc troche zywności wyprodukowac sami. W Debre Zejt jest to akurat mozliwe, bo podworka domow sa dosyc pokazne i zawsze jakis ar na posianie cebuli, kapusty czy bobu się znajdzie.
Dodatkowo KVO ma 7,5 ha ziemi. Postawili tam biuro, trainig canter i stolowke z kuchnia. Reszta zasiana jest rzodkiewka biala, ziemniakami, kapusta. Co mi się jeszcze podobalo, to to, ze dzieciaki po jedzeniu, dziewczynki i CHLOPCY sami myja po sobie naczynia i wszyscy solidarnie sprzątają stolowke. Bardzo to wazne w kraju gdzie pojecie rowności plci nadal jest abstrakcja i pozostaje glownie na papierze.
KVO ma jeszcze super szefa. Kolejny człowiek, ktory mnie zachwycil. Poukładany, systematyczny, pracowity i zakochany w Etiopii.
Konso Karat
5 sierpnia, 2008
Po dwoch dniach podrozy poprzez Langano, Awasa i Arba Myncz dotarłam do Konso Karat – „miasta” na południu.
Przyjechałam zobaczyc jak wyglada i funkcjonuje eko-lodge Alexa o wdzięcznej nazwie „Strawberry Fields”.
Projekt zaczal jakis rok temu. Wszystko dziala na zasadach permaculture. Chodzi o to żeby dbac o ludzi, środowisko i zachowac rowowage w przyrodzie. W permaculture nic się nie marnuje. Jest kompost toaleta, z petow robi sie substancje antykomarowa, ktora się spryskuje nastepnie tukule, woda z prysznica i prania sluzy do podlewania ogrodu. Wszystko tak jak powinno byc. O szczegolach przy okazji dluzszej pogadanki w Polsce.
Mieszkalam zatem w tukuli pachnacej drewnem, sianem, blotem. Spalam na klepisku, na materacu, pod moskitiera. Generalnie czulam się jak u babci. Wies, cisza pozorna, bo cykady i inne insekty zachowywaly się nieprzyzwoicie glosno.
W Strawberry Fields pracuje aktualnie Alex oczywiscie, Irlandczyk, Boj – Filipińczyk ( unikat), Alicia – Australijka (tez wystrzelona w kosmos) i ludzie Konso, co mowia w Konsoninia i nic nie rozumiem w zwiazku z tym.
Dnie spedzalam na czytaniu, uczeniu sie, praktykowaniu permaculture. Przeszlam kurs odzyskiwania nasion salaty, amarantu i grochu. Wszystko wiem. Jeszcze tylko pomidory i kalabasz, czy jak to tam nazywaja i bede mistrzem.
Poza tym nauczyłam sie grac w gebete, choc moze to za duzo powiedziane, bo czlowiek z ktorym gralam nie wyjasnial zadnych zasad – po prostu gralismy. I jeszcze, co najbardziej mi się podoba, uczylam się grac na imbirze – instrumencie z Zimbabwe, co to ma „dreamy sound” – słodki jak landrynka. Imbire słychac m.in. u Bjork.
Wypilam rowniez hektolitry tedzu, wypalilam tony blessa i bylam zadowolona.
Gdyby jeszcze nie było wezy i komarow to juz w ogole full odjazd.
I tylko deszczu nie ma. Jak się pojawil to na moment, ale bloto było takie, ze moje klapki zamienily się w u-booty.
A z ta susza i glodem to chyba przesadzaja, bo jeden z Konso mowi, ze takie warunki tj. malo deszczu maja tu regularnie przez 3 lata i juz sie do tego dostosowali.
My jedzenia mielismy w brod, bo wszystkie warzywa sa z ogrodu ( salata, kapusta, marchew, buraki, fasola, ziemniaki, szpinak).
Udalo mi się, albo raczej nie- przygotowac yndzere. Wygladala tak:
Wiem jak sie ja robi, choc ze kształtem to daleko bylo mojej do kola. Ale jak to sie w Etiopi mowi: kes be kes, ynkulal be igru ihiedal czyli powoli, powoli jajko pojdzie piechota.
Chlone Etiopie jednym slowem
Jak to dobrze oderwac się od biurka. Kocham wies. Cudownie w tym Konso było.
A w ramach ciekawostek: chlopy w Konso nie nosza wasow, prosze ja was. Sa gladcy jak pupa niemowlaka.
I kupilam sobie jeszcze spodnice wiesniaczki z Konso.